Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/427

Ta strona została przepisana.

— wynurzam się obecnie przed w.panem dobrodziejem, wiedząc że o wszystkiem dowiedziałeś się już zkądinnąd. Śmiem ci jednak proponować, abyś zaniechał bronić zgubnej sprawy a połączyć się z nami, za co mu w imieniu JW. hrabiego hojną mogę przyrzec nagrodę. Oczekując pomyślnej jak tuszę decyzji w. pana dobrodzieja, zostaję uniżonym sługą.

„Pankracy Żachlewicz.“

— Skończyłem.
— Złóż pan i zaadresuj.
Żachlewicz zabrał się dopełnić ostatniego rozkazu, a Katilina tymczasem rozwar drzwi od sieni i krzyknął donośnie:
— Panie Gągolewski, panie Chochelka!
Wpadł co żywo upokorzony mandatarjusz, ale Chochelka znikł gdzieś jak kamfora.
— Gdzież aktuarjusz? — zagrzmiał Katilina.
— Gdzież się schował! Nie można go znaleźć! — odpowiedział skonsternowany mandatarjusz.
— Szukać go! — krzyknął Katilina piorunującym głosem.
Mandatarjusz wybiegł i nuż wraz z swą połowicą po wszystkich kątach rozbijać się za zbiegiem, który jak poświadczali czekający na ganku chłopi, nie wyszedł nigdzie z domu.
Wszakże napróżno szukali i wołali go po imieniu w niebogłosy.
Nieoceniony aktuarjusz-poeta znikł, jakby w ziemię wpadł.
Na szczęście wójtowi przyszła myśl zajrzeć do