Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/440

Ta strona została przepisana.

Katilina z tryumfem i zadowoleniem śledził sprawione na hrabiu wrażenie, a chcąc je jeszcze powiększyć, dodał z silnym naciskiem:
— Tak panie hrabio, Żachlewicz obwinia go otwarcie o uczestnictwo w podłej intrydze, o spólnictwo w brudnym procesie, popieranym przekupstwem i fałszywemi świadectwami.
Hrabia dumnie machnął ręką. Nie mógł zaprzeć w własnem sumieniu, że wiedział o wytoczonym procesie, ależ jak wiemy, obmyślił zaraz i środek zaradczy aby wszystko pogodzić z honorem i uczciwością. Żachlewiczowi nigdy żadnych z góry nie udzielał funduszów, ani śmiał pomyśleć o przekupstwie sędziów i świadków.
To też potrzebował kilka chwil nim ochłonął z z pierwszego wybuchu gniewu, zdziwienia i oburzenia, w jakie go wprowadziły zaraz początkowe słowa fatalnego listu niedawnego ulubieńca.
— Zwyciężyłem — poszepnął w ducha Katilina — przygnębiłem go zupełnie i zrobię z nim co zechcę.
Ale się pomylił grubo tym razem.
Hrabia dotknięty niesłusznym zarzutem, podniósł się nagle w całej swej dumie obrażonej i rzekł wyniośle:
— Dziękuję panu: Zakomunikowaniem tego listu wyświadczyłeś mi prawdziwą przysługę.
— Jeśli zaś panu chodzi o uspokojenie Juljusza — dodał po chwili — to możesz mu powiedzieć odemnie, że na wytoczony bez mej wiedzy i woli proces przyzwoliłem dopiero po obmyśleniu środka, który w razie