Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/446

Ta strona została przepisana.

tując obie jego ręce przycisnęła je uczuciem do swychy ust.
Nieznajomy odsunął kapelusz i na ślicznem, śnieżnem, marmurowem czole dziewczyny, głośny i serdeczny złożył pocałunek.
Odchylone krysy kapelusza pozwalają widzieć jego twarz całą, a twarz ta jest nam od dawna znajomą.
— Maziarz! — wykrzykniesz może niecierpliwa a domyślna czytelniczko i nie pomylisz się wcale.
Nieznajomy żeglarz byłto w nowem szczególnem przebraniu tajemniczny maziarz, kum Dmytro, nasz pierwszy znajomy z ryczychowskiej karczmy.
Oczyszczony z gęstych plam mazi, tem wybitniej uwydatniają się jego śmiałe, niezwyczajne rysy.
Te oczy żywe, ruchliwe, badawcze, osadzone w głębokich, gęstemi brwiami ocienionych jamach, to myślące, wysokie czoło, krótkim twardym, siwiejącym okolone włosem, ten nos rozwarty szeroko u spodu, te zgrabnie wykrojone i silne zaciśnięte usta, ta szczególnie zaokrąglona broda, wszystko to świadczy na pierwszy rzut oka o dziwnie namiętnej naturze, niepospolitej energji, sile ducha i odwadze, posuniętej aż do zuchwałej zapamiętałości.
W rażącą sprzeczność z temi ostremi i surowemi rysami wpadał głos miękki i tkliwy, jakim przemówił w tej chwili do młodej dziewczyny.
— Kazałem ci długo czekać moje dziecię — rzekł tuląc pieszczotkę do swych piersi — ledwie się przebrałem z drogi.
Dziewczę drgnęło.