Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/448

Ta strona została przepisana.

wet ów uśmiech żartobliwy znikł mu z ust.
— Dwa czy trzy razy, nie pamiętam dobrze — wyszepnęła dziewczyna.
Maziarz przytłumił uśmiech zadowolenia.
— Już dobrze! zaczyna kłamać, ma więc powód obawiać się czegoś... — pomyślał w duchu.
Głośniej zaś dadał żartobliwie:
— Ej, przypomnij sobie dobrze, dwa czy trzy razy?....
— Trzy — wybąknęła Jadwiga mimowolnie czegoś zniepokojona.
— No, to coś miała sposobność przypatrzeć mu się dobrze?
Pąs Jadwigi przeszedł w szkarłat.
— Ja.... ja.... — wyszepnęła, ale ucięła nagle jak zaczarowana.
Nielitościwy maziarz nie ustawał w badaniu, a wszystkie dotychczasowe spostrzeżenia jakiemś widocznem napawały go zadowoleniem.
— Powiedz mi więc, jak ci się podobał z powierzchowności?
— Albo ja wiem — wyszepnęła prędko jak gdyby przemocą chciała wybrnąć z swego zakłopotania — widziałam go tylko z daleka..
— Przecież?
— Coż mam odpowiedzieć... nie wiem... doprawdy... dlaczego mię się pytasz ojcze?...
Maziarz uśmiechnął się ze znaczeniem.
— Chodziło mi wzbudzić u ciebie udział dla tego