Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/456

Ta strona została przepisana.

się do moich lat dziecięcych. Rówieśnice moje w konwikcie zapytywały mię nieraz o moich rodziców. Nie umiałam im nic odpowiedzieć jak tylko że mieszkają daleko. Wracając jednak do domu po skończonych lekcjach, postanowiałam zawsze zapytać babkę, dlaczego tak długo nie mogłam widzieć się z rodzicami. Babka w takich razach przybierała minę smutną i żałośną i wyrzucała mi że przestałam ją już kochać, kiedy tęsknię znowu za mamą. Dopiero kiedy skończyłam rok piętnasty, powiedziała mi babunia pewnego razu że człowiek, którego nazywałam ojcem, był tylko moim ojczymem, bo ożenił się z matką moją, kiedy już byłam na świecie.
— Ojciec twój prawdziwy — rzekła mi babunia — jest człowiekiem wielkiego urodzenia, ale wykroczył ciężko przeciw władzom, przeciw istniejącemu porządkowi rzeczy, musi więc ukrywać się ciągle, boby srogiej podpadł karze.
Możesz sobie wyobrazić mój ojcze, jakie wrażenie sprawiło na mnie to oświadczenie!
— Pytałam czy będę widzieć kiedy mego ojca.
— Może — odpowiedziała mi babka — jak urośniesz w lata i rozsądek.
— Odtąd nie miałam już ani jednej chwili spokojnej. Myśl o moim ojcu, o jego niebezpieczeństwach przygodach nieodstępowała mię we dnie i w nocy, a i moja matka biedna stała mi ciągle przed oczyma. Tak przeżyłam rok nowy...
— Wtem pewnego dnia — ciągnęła dalej o wiele