Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/458

Ta strona została przepisana.

— Babunia przysunęła się do mnie i zaczęła mi tłumaczyć:
— Ojciec twój, jak wiesz, zagrożony surowemi wyrokami władz, a oddany zawsze swym wielkim zamiarom, musi ukrywać się przed śledztwem. W tej chwili znalazł schronienie w opuszczonym zamku swego dawnego przyjaciela nieboszczyka starościca, Mikołaja Żwirskiego. Przebrana za wieśniaczkę pójdziesz z Kośtiem do Żwirowa, a tam ujrzysz ojca twego.
— Z bijącem sercem powzięłam tę wiadomość. Wypatrzyłam się uważnie na nieznajomego człowieka a mimo jego surowej i ponurej fizjonomji dziwną jakąś uczułam ku niemu sympatję. Nigdy bo niezapomnę z jak głębokiem uczuciem i rozrzewnieniem spoglądał na mnie w owej chwili. Babunia znała go dawniej, bo była za młodu panną respektową u pierwszej Żwirskiej a przy niej i przy starym kozaku wychował się nieboszczyk starościc.
— Poczciwa kobieta... — mruknął maziarz, nie mogąc głębokiego ukryć rozrzewnienia.
Jadwiga przytuliła się bliżej do ojca i całując jego ręce, kończyła z cicha:
— Niebawem też poznałam cię mój ojcze, poznałam twoje wielkie i tajemnicze zamiary, ale nigdy nic bliższego nie dowiedziałam się o matce. Ilekroć z twym przyjazdem do dworu Kost’ przyjechał po mnie do Lwowa, szalałam z radości, że ciebie obaczę i cieszyłam się nadzieją, te posłyszę coś o mojej matce.