Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/459

Ta strona została przepisana.

Maziarz z uczuciem przycisnął ją do swych piersi.
— Dowiesz się, dowiesz o wszystkiem moje dziecię — rzekł prędko — ale nie dzisiaj.
— Nie dzisiaj?
— Najdalej za kilka dni.
W tem przycichli oboje, a nagle rozległ się głośny plusk łódki.
Maziarz zniepokojony poskoczył z siedzenia.
Łódka przybiła do brzegu, a z niej ciężko wyskoczył jakiś człowiek.
Maziarz zbiegł szybko z altany:
— Kost’ — wykrzyknął — nie poszedł jeszcze!
— Ty tu jeszcze Kośtiu! — zawołał gdy mu stary kozak niebawem stanął przed oczyma.
Kost’ Bulij miał jakąś minę pomieszaną i prawie niespokojną.
— Wróciłem bat’ku. — rzekł — bo... bo...
— Cóż — zapytał maziarz prędko.
— Uciekajcie bat’ku! wybuchł nagle stary kozak. Maziarz żachnął się gwałtownie.
— Cóż się stało?
— Ta nic bat’ku, ale kiedym już wychodził z chaty, to mi się jakoś duszno zrobiło w piersiach, a w tem na zły znak i obraz Matki Boskiej zleciał ze ścia-