Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/465

Ta strona została przepisana.

mienia, pod zimę, w ciągu roku....
— Kto pana oddala?
Teraz znowu mandatarjusz wybałuszył oczy z zadziwienia.
— Jakto? pan dobrodziej nie wie o niczem?
Juljusz wzruszył ramionami.
— Pan Kat... pan Czorgut oddalił mię w imieniu pana dobrodzieja.
— W mojem imieniu? Za co?
Mandatarjusz odetchnął łatwiej i jakoś silniej rozparł się w nogach.
— Ktoś mię denuncjował — rzekł, głowę przykrzywiając na bok — że wystąpiłem, jako świadek w procesie p. Żachlewicza.
Juljusz rzucił się gwałtownie, mandatarjusz przykucznął na nowo.
— Jakto pan już świadczyłeś?
— Musiałem... sąd mię zawezwał... kazał przysięgał... samą tylko szczerą zeznawałem prawdę — jąkał się, niewinną przybierając minę.
Juljusz żachnął się niechętnie.
— Katilina nie miał prawa oddalać pana z obowiązku.
— Niemiał? — powtórzył skwapliwie mandatarjusz i wyprostował się w całej postaci.
— Gdzież jest teraz pan Czorgut?...
— Popędził z listem Żachlewicza do Orkizowa a ja tym czasem postanowiłem udać się do pana dobrodzieja.
Jak widzimy przebiegły mandatarjusz przekona-