Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/467

Ta strona została przepisana.

Juljusz nagle zwrócił się ku niemu.
— Panie Gągolewski — rzekł prędko. — Dotychczas ja tylko jeden mam prawo oddalić pana z obowiązku.
Mandatarjusz ukłonił się nisko.
— Mój przyjaciel dopuścił się nadużycia.
— O gdybym był to wiedział?
— Panu wolno składać świadectwo, jakie mu się podoba, to jest jakie mu dyktuje sumienie.
— Ja zawsze i wszędzie idę tylko za głosem sumienia.
— Nie mam też najmniejszej przyczyny usuwać pana z dotychczasowej posady....
— Zresztą — dodał po chwili — nie wiem jak długo zatrzymam jeszcze jurisdykcję w moim ręku.
— O, hoho! panie dobrodzieju — zaśmiał się boleśnie pan mandatarjusz. — Strachy na lachy! pan dobrodziej wygra niezawodnie!
— Za nic w świecie nie zatrzymałbym majątku, na którymby ciężył jakikolwiek cień lub pozór niesłuszności....
Mandatarjusz chciał się odezwać czemś na nowo, ale Juljusz przerwał mu żywo.
— Wracaj pan na swoją posadę i działaj jak ci każe sumienie...
— Pan dobrodziej raczy mi dać list od siebie odezwał się mandatarjusz — bo pan Czorgut złożył władzę w ręce mego aktuarjusza.
Juljusz poskoczył prędko do stolika i nakreśli-