Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/469

Ta strona została przepisana.

ljusz rozciekawiony do najwyższego.
— Naznaczyłem jasnemu panu schadzką we dworze.
— Tak, na Czwartek.
— Przyszedłem ją przyspieszyć jasny panie...
— Jakto?
— Jasnemu panu chcą odebrać majątek, który po wszelkiem dostał mu się prawnie.
— Wy wiecie już o tem?
— Wiemy i dlatego kum Dmytro przyspiesza schadzkę.
— Maziarz?
Kośt’ skinął głową.
— A w czemże jego zajmuje mój proces?
— Kum Dmytro był największym przyjacielem nieboszczyka pana — odpowiedział klucznik z naciskiem.
— Więc starościc nie był obłąkany? — wykrzyknął Juljusz.
Z pod gęstych brwi Kośtia Bulija jasna łysnęła błyskawica.
— Hańba na tego, kto to mówi — wykrzyknął uroczystym głosem.
— Ale przeciwnicy moi nagromadzili jakieś dowody.
— Furda! — odparł kozak krótko.
Juljusz wstrząsł głową.
— Świat i sprawiedliwość ziemska mogą osądzić inaczej mój stary.
— Nie bójcie się jasny panie — przemówił Kośt Bulij dobitnie — od tego my.