Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/477

Ta strona została przepisana.

Juljusz w milczeniu pochylił głowę na piersi.
— Ha — rzekł po chwili — pogadamy jeszcze o tem z sobą...
— Ja tymczasem — dodał dzwoniąc na służącego — pajadę sam do Orkizowa, i powiem hrabiemu, te do roztrzygnięcia procesu uważam się tylko za administratora majątku, tudzież że jałmużny nie myślę przyjmować od nikogo, dopóki mi własne siły starczą do pracy.
Katilina pokiwał głową, machnął ręką i zapaliwszy z flegmą nowe sygaro mruknął przez zęby:
— Zdaje się, że cała ta historja skończy się jak w palce trząsł.
Fuimus Troes! powiemy sobie przy pierwszem spotkaniu we Lwowie.




XXVI.
Okrutna zemsta.

Na dworze ciemna, głucha noc.
Niebo czarnym zasnuło się całunem, ani jeden srebrny promyczek nie spływa z góry, a jakieś duszne, parne, ołowiane powietrze owionęło ziemię.
I dziwnie jakoś straszno i złowrogo w pobliżu zaklętego dworu.
Nietoperze jak czarne, skrzydlate duchy uwijają się dokoła, sowy i puchacze z dzikim krzykiem odzywają się w zawalonych na pół oficynach, a snąć przeczuwając słotę, lękają się wylecieć z bezpiecznego