Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/482

Ta strona została przepisana.

na nowo dzikim zawył śmiechem i skoczył na drugą stronę.
Znamy przyczynę, dla której Mykita Ołańczuk tak zaciekłą, dla starego kozaka żywił nienawiść.
Dla zuchwałego oporu i targnięcia się na starościca, poniósł on za surową, może nawet za okrutną i nieludzką karę.
Starościc w pierwszym wybuchu swej gwałtowności nie umiał się powściągnąć, a nim jeszcze wyrzekł słowo, już gorliwi słudzy spełniali jego rozkazy.
Mykita Ołańczuk należał do tych dzikich, zaciekłych natur, których nieprzebłagana nienawiść i mściwość stopniuje się tylko upływem czasu, a kończy się z życiem samem.
Pokrzywdzony rzeczywiście przez starościca, zakipiał srogą ku niemu złością, a daremne skargi i procesa, jakoteż wynikła ztąd nędza i ubóstwo podsycały, rozżarzały tem więcej pierwotną żądzę zemsty.
Ołańczuk przysiągł sobie, jak mówił „nie darować swego“ i trwał zawzięcie w swem postanowieniu.
Śmierć starościca nie uśmierzyła, a nawet nie złagodziła jego zaciekłej złości. Przeniósł ją tylko w całej pełni na Kośtia Bulija, ślepego wykonawcę okrutnej woli nieboszczyka.
W starym kozaku nienawidził w jednej osobie niesłusznego sędziego i zanadto gorliwego kata.
A każdy rok nowy utwierdzał go tylko w tej nienawiści, która w końcu doszła do jakiegoś delirycznego zapomnienia, do szalonej nieprzytomnej zaciekłości.