Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/487

Ta strona została przepisana.

A te zamiary miały urzeczywistnieć się pomyślnie?...
Gdyby się wykryły przed czasem, albo rozbiły nieprzyjaźnie?...
Na tę myśl zimny dreszcz wstrząsł dziewczyną od stóp do głowy: nie śmiała się nawet zastanawiać dłużej nad tem i z największem natężeniem siliła się nadać inny zwrot, inny bieg swym rozbudzonym marzeniom.
I mimowolnie Juljusz nasunął jej się przed oczy.
Miała go widzieć dzisiaj, miała z mm mówić swobodnie, miała nawet przyczynić się jakoś do wybawienia go od groźnego ciosu.
Ojciec mówił coś o poświęceniu, o oddaniu ręki... zapytywał ją w tak dziwny sposób, mówił o młodzieńcu z takim jakimś szczególnym wyrazem i naciskiem!
Młoda dziewczyna zasnuwała się w coraz szersze i gęstsze pasmo najróżniejniejszych domniemywań. A myśl jej płynęła tak swobodnie, tak lekko, tak różne potrząsały struny uczucia, tak jakiś luby budziła urok, że oddawała jej się coraz bezpieczniej i niejako wbrew własnej woli i wiedzy przenosiła się w jakiś stan obcy, w jakąś inną, pełną najcudniejszej ułudy sferę.
Oczka zmrużyły się do reszty, główka dalej pochyliła się na piersi. Jakiś blask różany owionął ją dokoła, jakieś nieokreślone nadziemskie tony i akordy łudziły ucho, anioł w srebrzystej szacie ukazał się nad jej głową i rozpostarł skrzydła swe nad jej marzeniami niewinnemi....