Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/491

Ta strona została przepisana.

Okropny łomot walących się krokwi, odpowiedział na jej wołanie.
Jadwiga znowu bezsilnie padła na kolana i znowu straszny zakrztusił ją kaszel.
— Śmierć! Umierać!... — wyjąknęła.
I znowu jakby jakaś nadziemska wstąpiła w nią siła: porwała się prędko, rozdarła z gwałtownem wysileniem suknię na swych duszących się piersiach i poskoczyła do drugiego okna.
I w mgnieniu oka skrwawioną rączką drugą wybiła szybę, odsunęła zasuwę od okiennic i całą siłą próbowała wyłamać się na dwór...
Zdało się jej że okiennica ugina się pod jej naciskiem... że jedno tylko mgnienie oka a uratuje się szczęśliwie.... ale w tem okropnie coś zapiekło ją w głowę...
Właśnie tuż nad oknem przepaliła się powała, a płomienny język wdarł się do środka i wił się na wszystkie strony jak żądło gadziny...
Dziewczyna jęknęła okropnie...
Dzika rozpacz i zgroza ostatnie wstrząsła w niej siły.
Jednym susem poskoczyła do pierwszego okna i i całą mocą uderzyła w przypartą okiennicę...
Wtem znowu okropnie zachuczało, zatrzeszczało i załomotało nad jej głową...
Nieszczęśliwej zdało się, że śród tego huku i grzmotu rozległ się i jakiś donośny krzyk pomieszanych głosów ludzkich....
Pocisnęła jeszcze raz okiennicę.... I owa okru-