Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/493

Ta strona została przepisana.

— Szczególna! — mruknął znowu półszeptem — Kośt’ rozstawał się ze mną z jakiemś złowrogiem przeczuciem. Jadzia żegnała się z dziwny jakąś obawą i niespokojnością.... a ja, ja sam czuję coś, coś nieświadomego... jakąś osobliwszą ciężkość na sercu...
Zacisnął usta i ręką gwałtownie potarł po czole.
— Miałożby to być przeczucie? tajemnicza skazówka niebios?... — poszepnął w ponurem zamyśleniu.
Dziwna i niezbadana zagadka! Ludzie najsilniejszego ducha, najsprężystszego charakteru podpadają wpływom jakiegoś fatalistycznego przeczucia, jakiegoś nieświadomego, nieokreślonego niepokoju, którego ani wyobrazić sobie nie mogą zwyczajne i pospolite natury. Jestto jakiś niepojęty dar dywinacyjny, jakaś wyższa potęga uczuciowa, różna zupełnie od tego mimowolnego rozdrażnienia, jakiemu często bez wszelkiej przyczyny ulegają ludzie nerwowi. Cezar z ścisnionem sercem szedł do Kapitolu, kiedy pod morderczemi miał paść ciosami, Napoleona jakieś przykre trapiło uczucie, kiedy rozpoczynał bitwę pod Waterloo.
Toż i nasz maziarz mimo całej swej niepospolitej siły ducha i energji, którą mieliśmy już sposobność poznać po części, czuł się w tej chwili w jakiemś niezwykłem niepokojącem usposobieniu.
— Tam do kata! — mruknął z niesmakiem. — Te dziecinne obawy Kośtia i Jadwigi mnie samemu jak widzę wlazły do głowy.
I wstrząsł się cały jakby przemocą chciał wszelki rzucić z siebie ciężar.