Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/506

Ta strona została przepisana.

oczy okrutnie wybałuszył na wierzch.
Biedny Chochelka jak z krzyża zdjęty siedzi przy przyniesionym ze wsi stole a za dyktatem mandatarjusza od godziny już spisuje szczegółowy o wydarzonym nym wypadku relację.
Kilku chłopów przerzuciło z największem staraniem zgliszcza całej chaty, dobyło z pod gruzów wiele sprzętów na pół przepalonych, ale z trupa ludzkiego nie znalazł się nigdzie najmnieszy ślad widoczny.
— Nieboszczyk rozwiał się z dymem — pomrukują wszyscy — ale gdzież sam Kośt’ Bulij i ta młoda dziewczyna?
W samej rzeczy wszyscy widzieli jakąś młody dziewczynę w oknie, na jej ratunek skoczył Katilina w płomienie, ku niej zdawał się biedź upiór starościca, ale mimo to pozostała nieuratowana wewnątrz chaty, kiedy skręcone wichrem ściany i zrąb dachu zapadły się w gruzy.
Gdzież się więc podziała?
Spalić się na popiół nie mogła, bo pożar przygaszony nagły ulewy nie poszedł do samego spodu.
Trup jej mniej czy więcej uszkodzony, powinien był pozostać pod zgliszczami, jak pozostało wiele sprzętów chaty.
Utrzymywał prawdzie głośno i otwarcie jeden z parobków, że kiedy nieboszczyk pojawił się nagle i wskoczył w płomienie, a wszyscy przytomni plackiem padli na ziemię, on jeden podniósł oczy i widział najwyraźniej, jak upiór śród gromów i błyskawic wzleciał