Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/518

Ta strona została przepisana.

było mu wspomnienie starego kozaka.
— A cóż się dzieje z przyjacielem dziedzica? — zapytał dalej.
— Okropnie się popiekł, jaśnie wielmożny panie, ale sprowadzonych dwóch doktorów nie tracą nadziei.
— A nie dowiedziałeś się pan czegoś bliższego o całem zdarzeniu? — wtrąciła niepowściągnioną w ciekawości hrabianka.
Pan Barszczyk zarumienił się aż powyżej uszu na zagadnienie hrabianki, znowu odkrząknął i odkaszlnął należycie i przezwyciężając mimowolnie pomieszanie ozwał się z pospiechem:
— Owszem dowiedziałem się wszystkiego jaknajdokładniej... jaśnie wielmożni państwo nieuwierzą, ile ludzie pododawali...
— A więc, opowiedz nam co wiesz tylko w krótkości — ozwał się hrabia siadając.
Pan Nicefor Barszczyk po nowych, należytych odkrząknieniach opowiedział jak mógł najwierniej i najkrócej całe zdarzeni.
Odwaga, energją i poświęcenie się Katiliny, silne na wszystkich sprawiły wrażenie.
C’est un diable incarne — poszepnęła hrabina.
C’est un heros — poprawiła córka, w której oczach postać niedawnego awanturnika zajaśniała nagle w blasku romantycznego bohaterstwa.
Niesłychanie jednak dziwny i zagadkowy wyglądał koniec opowiadania pana Barszczyku.
Nie zdawało się podlegać najmniejszej wątpliwości,