Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/522

Ta strona została przepisana.

Hrabiego przeszedł lekki dreszcz na widok tej olbrzymiej, ponurej i groźnej prawie postaci, która tysiączne budziła w nim wspomnienia, a bardzo silnie wryła się w jego pamięć.
Kost’ Bulij miał swój zwyczajny wyraz twarzy, tylko więcej jeszcze niż zazwyczaj uroczystości przebijało się w jego ruchach i postaci.
Ukłonił się nisko na wstępie i wyprężony po sam niemal sufit czekał spokojnie, aż go hrabia zagadnie.
Ale snąć sam jego widok jakieś przykre sprawiał na hrabiu wrażenie, bo długi czas stał milczący i nieruchomy i widocznie jakąś wewnętrzną staczał walkę.
— Chciałeś się ze mną widzieć, Kośtiu — ozwał się nareście cokolwiek zmienionym głosem.
Kost’ ukłonił się w milczeniu?
— Cóż mi tedy powiesz?
Kost’ sięgnął ręką w zanadrze.
Hrabia z ciekawością i rodzajem lekkiego niepokoju towarzyszył oczyma temu poruszeniu.
Kost’ wyjął jakiś zżółkły kawał papieru i w uroczystem milczeniu podał go hrabiemu.
Hrabia drgnął.
— Pismo Mikołaja!. — szepnął.
Oczy starego kozaka roziskrzyły się jak dwa węgle, a brwi silniej ściągnęły się pod chmurnem czołem.
Hrabia trzymał list w drżących rękach i wido-