— Jasny pan przyrzeka mi to słowem swojem?
— Ręczę.
Kośt Bulij skłonił się nisko..
— Bogu oddaję — rzekł z swym uroczystym naciskiem, i sztywnie i poważnie wyszedł z pokoju.
Hrabia z dreszczem obejrzał się do koła, jak człowiek obudzony nagle z jakiegoś snu dziwnego.
Prędzej niż się może spodziewała niejedna z pięknych czytelniczek, zbliżyliśmy się do rozwinięcia wypadków i zawikłać, które posłużyły za tło naszej powieści.
Za krótką chwilę rozsnuję i wyświecę się wszystkie zagadki przed naszemi oczyma, zapowiedziana scena w czerwonym pokoju zaklętego dworu, położy kres całemu działaniu.
Na zakręcie znanej nam ulicy lipowej Kośt Buli; czeka już od półgodziny.
Po wczorajszej burzy i walce żywiołów, noc dziwnie piękna, spokojna, niebo jasne i pogodne, księżyc otoczony rojem gwiazd, dziennym prawie blaskiem opromienia ziemię, a najlżejszy wietrzyk nie porusza się w drzewach.