Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/532

Ta strona została przepisana.

chciał ani słyszeć o żadnej ekskuzie, unikał najzawzięciej wszelkiego zetknięcia się z hrabią, a wszelkie jego listy pojednawcze, odsyłał nieodpieczętowane.
A trzeba oddać tę sprawiedliwość hrabiemu, że niezrażony tysiącznemi zawodami, a nawet nowemi urazami, starał się wszelkimi sposobami przebłagać gniew starszego brata i pragnął gorąco uniewinnić się z owego kroku, który stanowił główną przyczynę jego nieprzyjaźni i zawziętości.
Kiedy starościc po owej gwałtownej scenie z Mykitą Ołańczukiem popadł w tak ciężką chorobę, że już lekarze tracili nadzieję ocalenia go od śmierci, pospieszył hrabia Zygmunt coprędzej odwiedzić brata, ale na sam jego widok wstrząsł się chory gwałtownie i z gniewu i z wzruszenia popadł w zupełną nieprzytomność.
Po tekiem przyjęciu nie śmiał już hrabia po raz drugi pokazać się w Żwirowie, wszakże codziennie zasięgał troskliwie wiadomości o stanie chorego.
W czasie tej choroby pojawił się w Żwirowie jak wiadomo ów kwestarz tajemniczy, który tak przeważny na umysł i usposobienie starościca potrafił wywrzeć wpływ.
Nagła i uderzająca zmiana w całej naturze nieboszczyka podsuwała nadzieję, że długoletnia nienawiść braci, da się przemienić przynajmniej w powierzchowną zgodę i przyjaźń.
Hrabia i wtedy robił pierwszy krok i zdawało się nawet że tym razem pomyślnym skutkiem uwieńczy