Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/551

Ta strona została przepisana.

padom nieprzytomności, która się niebawem w zupełne zmieniła obłąkanie, inni nie czuli obowiązku rozwijać umysł idyoty, upośledzonego niedołęgi i tak wzrosłem w lata umiejąc zaledwie czytać i pisać, ciemny i nieokrzesany, dziki i gwałtowny, odpychany, upośledzony od wszystkich, a mianowicie od ciebie, mój bracie...
— Mikołaju! — przerwał na nowo hrabia z przykrem wzruszeniem.
Starościc wstrząsł głową.
— Jeszczeż póki bawiła we dworze poczciwa Tączewska, była przecież jakaś dusza na świecie, która się zajmowała mną i umysłem moim, ale kiedy ona opuściła dwór, zostałem i ja zupełnie opuszczony.
— Ależ zmiłuj się, miałeś wspólnych ze mną guwernerów — wtrącił hrabia.
— Lecz ci z góry poczytywali mię za nieuka i idyotę a temsamem drażnili do najwyższego moją dumę i mój upór, na złość im odrzucałem od siebie wszelką naukę. Odpychany od wszystkich, odpychałem wszystkich od siebie; brzydki, niezgrabny, dziki, głupkowaty Mikołaj nie znachodził nigdzie milszego schronienia jak w czerwonym pokoju u boku ojca, który z namiętnej miłości ojczyzny postradał rozum i zdrowie.
Tu głębokie wzruszenie wybiło się na jego twarzy, a dwie łzy łysnęły mu w oczach.
— A ten ojciec w swem obłąkaniu nauczył mię więcej, niż ciebie wszyscy twoi guwernerowie w swych rozumach ... ...................................