Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/561

Ta strona została przepisana.

rękę, zawołał jakby dalej kontynując zaczętą przemowę.
— Tak nieboszczyk! nieboszczyk w całem pojęciu tego wyrazu! Starościc Żwirski przyszedł do przekonania za życia, że cała i jedyna nadzieja naszego odrodzenia leży w pojednaniu i solidarności z ludem. A by ten lud spólną natchnąć myślą, ku jednej porwać zasadzie, jednemi przejąć celami, nie można przemawiać do niego z stanowiska, które winą wieków upłynionych budzi w nim tylko niechęć i nieufność. Chcąc pożądany na lud wywrzeć wpływ, potrzeba zniżeć się do niego, przyswoić sobie jego obyczaje i wyobrażenia, i przemawiać do jego serca jego własnym językiem. Oddany z duszą i z ciałem idei odrodzenia, starościc Żwirski chciał własnym przykładem stwierdzić swe przekonanie. Umarł zupełnie w dawnej postaci i istocie, a odżył w nowej, użyteczniejszej....... Zapomnijcie wszyscy o starościcu Żwirskim, a zachowajcie tylko pamięć i przywiązanie dla kuma Dmytra, który opuści was niebawem, ale stanie w waszem gronie.....
Wszyscy w niemem milczeniu otoczyli maziarza i z wyrazem bałwochwalczego podziwu wpatrywali się w jego twarz, opromienioną blaskiem wyższego natchnienia.
— Ojcze! — wykrzyknęła Jadzia i rzuciła się ku jego piersiom.
— Bracie! — zawołał hrabia z komielśniącem — Tyś przewyższył naszych wielkich przodków!
A Juljusz stał na boku drżący jak listek. Ru-