Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/562

Ta strona została przepisana.

mieniec okrywał mu lica, szlachetny blask bił z oczu.
— Panie — odezwał się naraz wzruszonym ale pewnym i stanowczym głosem — do twoich wielkich zamiarów potrzeba i wielkich środków! Poznawszy twoje cele, nie mogę żadną miarą zatrzymać twego daru. Składam go napowrót w twoje ręce, rozrządzaj nim raczej ku tryumfowi twojej idei.
Starościc z radością i uczuciem spojrzał na młodzieńca. Ścisnął go serdecznie za rękę i rzekł z widocznem rozrzewnieniem:
— Zatrzymaj go zacny młodzieńcze i działaj nim w swojem zakresie, w swojej sferze. Mnie pozostały środki dostateczne. Prócz znacznej zatrzymanej gotówki posiadam inne obfite źródło. Ojciec mój nieboszczyk powierzył mi w jednej z swej chwil jasnych, że w dworze znajduje się ukryty znaczny skarb familijny w w złocie, który jeszcze dziad mój wyłącznie i jedynie przeznaczył na cele publiczne pro publico bono. Jak ojciec dziadowi, tak ja musiałem przysiądz ojcu, że skarbu tego nie tknę nigdy, chyba pro publico bono! Zdaje się jednak, że rozporządzając nim teraz nie łamię przysięgi.
Juljusz wstrząsł głową niezachwiany w swem postanowieniu.
— Ależ panie, jam ci zupełnie obcy, a ty masz córkę!
W oczach starościca zagadkowy zamajaczył promyk.
Spojrzał bystro na młodzieńca, który z zachwy-