Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/571

Ta strona została przepisana.

od tylu lat odkładał do skarbony, aż sam krzyknął ze strachu i oburącz chwycił się za głowę.
A tu na domiar przybywa zacna połowica i wysypuje na stół długą pończochę samych dukatów. Uzbierała je z samych wieprzów, prosiąt, gęsi, kur i kaczek, wykarmianych przez trzydzieści lat na pańskim pośladzie.
— Jest z czem zacząć taj tylko! — wykrzyknął i zatarł ręce.
A zaraz nazajutrz wraz z nieocenioną połowicą, popędził co tchu do Lwowa.
— Jadę targować parę folwarków, taj tylko — poszepnął na ucho znajomym.
I targował się, targował długo! aż wreście dobił się własnej posiadłości.
I dziwne nieszczęście losu!
Zaledwie rozgospodarzył się na swojem i zaczął smakować w przyjętym tytule jaśnie wielmożnego a co najgłówniejsza, cieszyć się niekontrolowaną władzą nad swymi poddanymi, aż tu o furje piekielne! w jednej chwili ustaje pańszczyzna, zrywają się wezły poddańcze!
W Girgilewicza jakby grom uderzył z jasnego nieba. Duszno mu się nagle zrobiło w piersiach, ciemno w oczach, bezładnie w głowie.
— Koniec świata, taj tylko! — mruknął na pierwszą o tem wiadomość.
I od tej chwili jakgdyby kto jednym zamachem