Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/63

Ta strona została skorygowana.

chustka pod szyją, w kunsztowny jakiś związana fontaź, odsłaniała niechcący jeden rąbek strasznie już wystrzępiony.
Tak lichej a pretensjonalnej odzieży odpowiadała zarówno licha a pretensjonalna fizjonomja, w której głównie uwydatniała się nadętość, próżność, zarozumiałość.
W samej rzeczy pan Gustaw Chochelka, tak zwany aktuarjusz dominikalny, był strasznie próżny i zarozumiały, lecz to z wielu ważnych wypływało powodów. Najpierw, nazywał się Gustaw, co przecie jak sam mówił jedno z najpiękniejszych imion kalendarza, powtóre uchodził za najprzystojniejszego kawalera i najwytworniejszego eleganta w okolicy, po trzecie, mienił się człowiekiem światowym w całem pojęciu tego wyrazu, a po czwarte, jako aktuarjusz dominikalny, figura urzędowa, znaczył coś przecie, i miał piękne widoki na przyszłość.
Z tym wszystkiem pan mandatarjusz z niewielkiem jakoś był dla niego poważaniem, i tylko w wypadkach nadzwyczajnych, w razie choroby, wyjazdu lub chwilowego przeszkodzenia księdza proboszcza, przypuszczał go do jednego z sobą stolika.
O wiele lepiej za to umiała pani sędzina poznać i ocenić jego zalety, tak przynajmniej utrzymywały złośliwe języki.
To też i w tej chwili przypatrując się grze, siedzi za jego krzesłem, bo ciekawa, czy panu Gustawowi przyniesie szczęście lub nieszczęście.
Pan Gustaw czasem ukradkiem zabójcze rzuci na nią