Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

krutacji — dodał z ciężkiem westchnieniem niezapomnianej nigdy zgryzoty.
— Pal djabli rekrutację — przerwał Katilina niechętnie. — W niej się więc zakochał starościc?
— Jak kot w sadle, taj tylko — wyjechał Girgilewicz z ekonomskim porównaniem.
— A onaż?
— Jej pochlebiało oczywiście, że straszny dla wszystkich starszy panicz, tak słodkie do niej robi oczy, więc nawzajem przymilała mu się wszelkimi siłami.
— Taj tylko — zakonkludował Girgilewicz, i ze znaczeniem machnął ręką.
— Niebawem doniosło się to do dworu, pani starościna chciała robić jakieś przedstawienia pasierbowi, ale to było jak groch o ścianę. Nie wskórawszy nic z tej strony, chciała się starościna choć już trochę za późno wziąć do Xeńki, ale panicz przeszkodził wszystkiemu, bo wyprawił dziewkę w przyległe dobra kameralne do Deminiec, gdzie wuj jego faworyta kozaka, Kostia Bulija osiadł na sołtysowskim gruncie. Tam nie mogła jej dosięgnąć starościna, a panicz podjeżdżał codziennie nieulękniony.
— Podjeżdżał ale nie długo — wmieszał się ekonom.
— Cóż się stało?
— Xeńka znikła nagle bez wieści.
— Starościna ją porwała? — zawołał Katilina.
— Ba i bardzo, sama uciekła, taj tylko!
— Chciała zapewne hołdów panicza, ale tam, gdzie ten panicz miał tak wielkie znaczenie, i gdzie tak wielki przed sobą rozsiewał postrach: tymczasem w nowym