opierają się pożerającym je żywiołem rozkładowym, zostawione bez żadnej opieki swemu losowi.
Do charakterystycznych znamion Węgier należą bezsprzecznie bandy cyganów włóczących się wszędzie, gdziekolwiek się tylko przyjdzie ruszyć. Gdyśmy tu (o 4 godzinie) na rozstajnych drogach przed mostem nad Wagiem stanęli, dla namysłu, w którą się stronę udać, obskoczyła nas zgraja cyganów różnego wieku i płci, żebrząc, skomląc z natarczywością o jałmużnę. Równocześnie rozpoczęli śpiewy i tańce, a że jeden z naszych towarzyszów (prof. Czubek) rozumie się na gwarze cygańskiej, przemówił do tych włóczęgów ich językiem i podyktował mi piosnkę przez nich wtedy zanuconą.
Dziawa mange, dziawa
Tełełe gaweja
Mindre ciacie dadeja
Kidawa kilawa;
Kaske łe me dawa?
Łe Wasiuske andr o berk ispidawa.
Co na polskie znaczy:
Pójdę sobie pójdę
Nadół wsią
Z moim dobrym ojcem
Będę zbierał śliwki,
Komu je ja dam?
Wujaszkowi w zanadrze dam.
Wśród popisów cygańskich nadjechał pociąg kolei żelaznej z głębi Węgier i zatrzymał się na stacyi w Rosenbergu.
Przed sobą mieliśmy widok na malowniczo położone miasto na stoku kilku pasm gór, głębokiemi dolinami rozdzielonych. W środku miasta sterczy na skale zbudowany klasztor i kościół XX. Pijarów ze szkołami. Właśnie na tym tu moście, wiodącym wprost do Rosenberga, w roku 1849 załoga węgierska zwycięsko odparła kolumnę moskiewską zdążającą do zajęcia owego strategicznego punktu.
Pociąg kolei żelaznej ruszył ku Spiżowi i my za nim podążyliśmy na naszych wozach gościńcem przez Leszkową na popas do Tepli. Szosa liptowska licho się nam przedstawiła wobec co dopiero przebywanych wybornych dróg orawskich, również roz-