Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Naokoło Tatr.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

puściliśmy się na Bukowinę przez Jurgów. Gościniec tędy stosunkowo lepszy ze ślicznemi na Tatry widokami bywa miejscami trochę wrażliwy, gdzie Białka ma wysokie bardzo brzegi i do tego urwiste, a o poręczach nad niemi jeszcze się tu nikomu nie śniło. Jak się tu kto zabije razem z końmi, urząd drogowy nabierze przekonania o potrzebie poręczy.
Najwyższe szczyty Tatr wychylały się z pośród chmur, albo w nich tonęły, uwydatniając sławę widnokręgu z tej strony. Już o zmierzchu stanęliśmy w Czarnej Górze nad brzegiem Białki, którą przyszło przebywać na jednej odnodze po złym bardzo moście. Na głównym korycie wozy poszły w bród, a my piechotą po dylach z popsutego mostu. Tu koło tartaku i obok karczemki zrobili furmani popas. Korzystając z czasu, roznieciłem ogień, by wodę uwarzyć na herbatę. Znaleźli się tu zaraz pomocnicy, to górale, to cyganie, a nawet żydówka ze stołem i ławkami dla naszej wygody do wieczerzy pod drzewem. Tymczasem zapadła noc zupełna, a z nad Łomnicy wysunął się księżyc w pełni. Tego nam jeszcze było potrzeba na uwieńczenie naszej wyprawy.
Nad brzegami szumiącego potoku, w polu u stóp Tatr, przy cygańskiej „watrze“ popijać herbatę i przy pogwarce o poznanych co dopiero dolinach, zamkach, miastach, pieczarach, spędzić półtorej godziny wśród jasnej księżycowej nocy. Towarzystwo nasze składali: Ks. Bodgalski Czesław, bernardyn ze Lwowa, Ciechomski Erard Wiktor profesor języka francuskiego z Krakowa, Czubek Jan prof. gimn. z Krakowa, Eljasz Walery, artysta-malarz z Krakowa, Krosnowski Jan, akademik z Warszawy, Langner Jędrzej kupiec ze Lwowa, Nycz Karol, rządca szpit. św. Łazarza z Krakowa, Sokołowski Władysław, obywatel z Warszawy z żoną i córką, Świerz Leopold, prof. gimn. z Krakowa i Węgliński Leon, obywatel z Bukowiny.
Czekała nas jeszcze trudna przeprawa przez Murzasichłe, ale tośmy postanowili, co niebezpieczne do jazdy, przebyć pieszo, a zresztą księżyc rozpraszał ciemnośei. Szczęśliwa gwiazda wiodła nas w całej tej pięciodniowej podróży bo nawet księżyc dopiero się skrył za chmury, gdyśmy po północy przyjechali do Zakopanego.