pośród lasu nic się nadzwyczajnego nie spotyka. Pierwszy piękny widok ukazuje się z drożyny już przed samą polaną Waksmundską od Zacichłego wiodącéj, zkąd szereg wierchów od Gniewontu po Koszystą wspaniale się przedstawia, ale nie w takiéj potędze, jak grupa szczytów koło Lodowego, która podróżnego z téj polany schodzącego ku dolinie Białki naraz swoim ogromem zachwyci, a nawet przestraszy, jeżeli zamyśla drapać się na ich wierzchołki.
Otóż minąwszy polanę Waksmundską, z drożyny, która prowadzi po stopach Wołoszyna do Roztoki, a ztamtąd do Morskiego Oka, skręca się zaraz w bok na prawo w dolinę Waksmundską, nie schodząc wcale nad potok téj saméj nazwy. Tu jest najprzykrzejszy kawałek drogi przez dziki las, którego dno korzeniami zarosłe, gęstwą pokryte i kładami pognitemi zawalone, co naturalnie utrudnia pochód, dopóki się nie wejdzie już w zasiąg kosodrzewiny. Rośnie ona tu małemi kępami, że pozostaje dość wolnego, trawą porosłego miejsca dla swobodnego postępowania w górę.
Następnie przechodzi się potok na prawy jego brzeg i zboczem Wołoszyna postępuje się bezustannie w górę to po upłaskach, to po kamieniach, czasem po skale, któréj spo-
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Obrazek z podróży w Tatry.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.