stóp, patrzeć na owe urocze, pełne tajemnic piękna Tatry, rozwinięte w okrąg ze swymi skarbami dla oka i patrzeć na nie bez końca! Choćbyś był z kamienia, to cię i tak te głazy już samym ogromem wzruszyćby musiały, a cóż dopiero, gdy w duchu twym tkwi choć iskra uczucia poetycznego, wtedy widok przyrody w całym jéj majestacie tak cię oczaruje, że zapomnisz o wszystkiém na świecie, całą myśl opanują ci góry, po których bujasz wzrokiem bez granic; duch twój staje się orłem, jego lotem przebiegasz ziemię u stóp twoich rozwiniętą; nabierasz pojęcia o ogromie dzieł Stwórcy, biorąc z rozmiarów cząstki, wyobrażenie o całości.
Nader ciekawe dla psychologa bywają w takich razach objawy zachwytu u ludzi; jeden wlepiwszy oczy w to, co ma przed sobą, nic nie mówi, tylko myślą goni po obszarach ziemi; drugi przeciwnie nie może chwili utrzymać się w milczeniu, wrażenia swoje musi podzielić ze wszystkiemi naokoło; takich jest najwięcéj. Są tacy, co na tak uroczém nad poziom świata wzniesieniu z radości płaczą, inni śpiewają: to hymn na cześć Boga wygłaszają, wykrzykników, uniesień pełno, jakiś węzeł między ludźmi całkiem sobie nawet obcymi się zawięzuje, wspólność poniesionych trudów i pochwycenia wrażeń
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Obrazek z podróży w Tatry.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.