otoczeniu. Urozmaicał nam drogę Wala swojemi opowiadaniami przygód z różnymi podróżnymi; posiada on bowiem niewyczerpane źródło tego rodzaju wiadomości i dar skreślania ich z dotykalną mimiką. Ma to swoją korzyść dla gości, zwłaszcza w miejscach trudniejszych, bo przez taką gawędę odrywa się uwaga od upatrywania niebezpieczeństw, czasem nawet tam, gdzie ich zupełnie nie ma.
Im daléj postępowaliśmy, okolica dzikszą się stawała. Od wschodu kotlinę Granatów zalegają ogromne piargi t. j. usypiska żwirowe, tworzące się z kruszenia i obrywania skał, a zamiast jakiéjkolwiek roślinności zalegają tu i owdzie płaty brudnego, wiecznego śniegu. Od zachodu i południa piętrzą się przed nami skały z roztworem, gdzie mamy wejść po nad Zmarzły Staw. Od północy tylko ma gdzie oko pobujać ku dolinie Nowotarskiéj na Beskidy a pod stopami rozkłada się w całéj rozległości Czarny Staw, którego właściwy kształt ztąd dopiéro można zobaczyć.
Idąc ostrożnie tuż za przewodnikiem, jakoś tam się nie źle wyszło na wierzch, ale przy zboczeniu w lewo lub w prawo trwożyła przepaść wprawdzie nie wielka, mogąca jednak każdego pozbawić życia. Dla cierpiących na zawrót głowy już ten kawałek drogi jest niebezpiecznym. W godzinę po odejściu od Czarnego Stawu, spinając się czasem na czworakach, weszliśmy w roztwór koło płatu śniegu do dolinki Zmarzłéj, nazwanéj od stawu, który w lecie bywa jeszcze zamarznięty; tą razą długie deszcze uprzątnęły ze stawku Zmarzłego lód jak i z wielu miejc śnieg. Chociażby na najobojętniejszéj duszy musi wy-
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/153
Ta strona została przepisana.