mniemanéj przystani; na nasze pozdrowienie „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus“, odrzekli górale „na wieki“, ale mierząc nas okiem od stóp do głów jak towar wystawiony na sprzedaż, zdradzali swoje usposobienie. Znać, że z powierzchowności nie obiecywaliśmy im żadnego obłowu, bo nawet nie poprosili nas do swéj szopy, widząc nasze smutne z powodu słoty położenie, ani z żętycą się nie ofiarowali. Minęliśmy ze wstrętem to siedlisko brudu i chciwości, a broniąc się toporkami psom, co się na nas z zaciekłością rzucały, ruszyliśmy daléj. Kilka razy już tędy przechodziłem i zawsze się wobec podróżnych szałaśnicy tutejsi w jedném i tém samém świetle pokazywali. Na naszą pociechę deszcz ustawał, poczęło się rozjaśniać, lecz chłodno nam było i głodno, do domu daleko a gdy do tego i mokro nam dojmowało, upadliśmy trochę na duchu; nawet Wali humoru zabrakło. Przed sobą nie mieliśmy nic pocieszającego, bo po takich tarapatach nie wiedzieliśmy, jak nam przyjdzie noc przepędzić koło Morskiego Oka.
Widok wspaniałego, największego w całych Tatrach Stawu Wielkiego, 60 morg. 840 sąż. kwadr. (5,339’) zajął tymczasem naszą uwagę, chmury wiatr gdzieś przepędził, a nim obeszliśmy wśród kosodrzewiny jeziora brzeg północny, słońce zaświeciło. Po kładce przebyliśmy potok z Wielkiego Stawu płynący, poczém koło Stawku Pośredniego, 716 sąż. kwadr., brzegiem Przedniego Stawu, 13 morg. 595 sąż. kwadr., wywiódł nas Wala na skałę, zkąd widok wprowadził nas w zachwyt. Zapomnieliśmy o zmoknieniu, o zimnie a podziwialiśmy pyszny wodospad Siklawy, dolinę Roztokę i olbrzymiego
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/164
Ta strona została przepisana.