mgły w Tatrach, że czasem kilka dni trwają, poczęliśmy uważać cel podróży za zwichniony. W takiém złém usposobieniu, gdy i górale nic dobrego nie wróżyli, usiedliśmy nad brzegiem jeziora i rozmyślaliśmy nad marnościami świata. Morskie Oko wydało nam się obecnie marnością, kiedyśmy stracili nadzieję oglądania go, a mnie szczególniéj chodziło o zwiedzenie Czarnego Stawu. Przed oczami naszemi przy brzegu leżała tratwa, która mi przypomniała zdarzenie malujące dobrze charakter górali z Białki. Tratwę tę wraz z nieistniejącym już szałasem zbudowano na rozkaz właścicieli Zakopanego, gdy mieli tu tłumy gości cesarsko-królewskich przyjmować. Starano się bowiem bądź co bądź uzyskać szlachectwo, w tym więc celu czyniono wszystko, aby zobowiązać sobie rząd austrjacki. Podróżni przybywający do Morskiego Oka mieli jakiś czas wielką wygodę z szałasu, nim go Białczanie spalili, z tratwy zaś przyjemność, nim zbutwiała. Dwa pokłady belek na krzyż pozbijanych stanowiły tratwę, na jéj wierzchu były ławki, poręcze i kołki pomocne do wiosłowania. Z wszelkiém bezpieczeństwem można się było puszczać na głębie jeziora na téj tratwie i niezmiernie to uprzyjemniało zwiedzenie Morskiego Oka, zwłaszcza gdy towarzystwo liczyło między sobą kilku śpiewaków. Wystawiona jednak tratwa zimą i latem na działanie wszelkich żywiołów niszczących musiała naturalnie zbutwieć, chociaż jeszcze unosi się na powierzchni wody. Dla omamienia głupich ludzi Białczanie pokładli kilkanaście żerdek na wierzch tratwy, aby tylko gości do pływania skusić i mieć sposobność wydzierania zapłaty za wiosłowanie. Od kilku
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/173
Ta strona została przepisana.