tém przez ulicę, zwróciliśmy się w lewo z gościńca Starosądzkiego i koło Nowojowéj doliną Kamienicy wśród letniego skwaru przybyliśmy do Łabowéj, gdzie przeprząg koni i naturalnie łapowe dla opuszczającego nas już trzeciego z rzędu pocztyljona w téj drodze z Bochni do Krynicy. Następnie droga się spina w górę, okolica jest lesista, na szczycie grzbietu drogi się krzyżują, ztąd miejsce to zwie się Krzyżówką; wprost na południe zjeżdża się na dół ku Krynicy, nieco na wschód druga droga prowadzi przez Tylicz na Bardyjów do Węgier.
Jadąc tak, jak to mówią, „z pieca na łeb“, z Krzyżówki napotyka się najprzód Słotwinę jakby przedmieście Krynicy, z nowo założonemi plantacjami; spostrzegliśmy tu pierwsze gromadki spacerujących gości kąpielowych. W końcu, na brukowanym dziedzińcu poczty krynickiéj wysadzono nas z powozów, kufry i tłomoki pozrzucano na ziemię i zostawiono nas własnemu przemysłowi dla dostania się do odległego ztąd jeszcze 3½ mili Żegiestowa. Zdarzyło mi się szczęśliwie, żem wśród spostrzeżonych najprzód osób w Krynicy spotkał znajomego mi doktora medycyny p. B. z Krakowa, dobrze obznajmionego z miejscowemi stósunkami; wiedział on komu i kogo polecić, coby nam pożądanéj furmanki do dalszéj drogi dostarczył. Nadzieja wynagrodzenia czyni ludzi chętnymi do usługi, to téż wnet strażnik publicznego bezpieczeństwa przywiódł nam furmana z końmi, znanego z poczciwości i wesołości w Krynicy, zwanego Petrykiem, zamiast Piotrkiem, bo to wieś ruska a wkrótce ma zostać miasteczkiem.
Krynica, najwięcéj z naszych zdrojowisk zbliżająca
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/191
Ta strona została przepisana.