skich, że gdy włażą do obory, po jednemu bokiem do wnętrza się dostawać mogą.
O 5 godzinie doszliśmy do bardzo ludnéj wsi Przybyliny. Ludność przeważnie wyznania ewangielickiego, chociaż jest i trochę katolików, dlatego są tu dwa kościoły: dla wyznawców jednéj i drugiéj wiary chrześciańskiéj. Domy w Przybylinie schludne, murowane i drewniane, na żółto glinką pomalowane. Uderza wśród nich nader skąpa ilość drzew wokoło zabudowań, co w razie pożaru musi zgubne za sobą pociągać następstwa. Lud uprzejmy i gościnny wita przechodniów życzeniem „Dzień dobry“ lub „Dobry wieczór“, stósownie do pory, lecz zwyczaju nie ma pozdrawiać się zwykłém u nas: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.“
Z Przybyliny rozchodzą się drogi w różne strony ku Tatrom, stósownie którędy ma się grzbiet gór przebywać, w zachodniéj bowiem grupie Tatr prawie wszystkie przełęcze są łatwo dostępne, z tych najczęściéj uczęszczane Pyszniańska (5764’) i Tomanowska (5210’). Obraliśmy najdogodniejszą chociaż nie najbliższą, t. j. Tomanowską, dokąd wiedzie dolina Wierchcicha. We mnie budziła ta droga wielką ciekawość, bom tego zakątka tatrzańskiego jeszcze nie znał, a właśnie dolina Wierchcicha należy do osobliwości w Tatrach przez swój kierunek od wschodu na zachód, kiedy prawie wszystkie inne z północy ku południowi są zwrócone; przełęcz znów Tomanowska jest przez to również osobliwością, że w całéj rozciągłości Tatry nigdzie grzbietu swego głównego bardziéj zagłębionego nie mają, jak na niéj, żeby się tędy dał gościniec poprowadzić bez nadzwyczajnych korowodów.
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/235
Ta strona została przepisana.