jakiego się za pierwszém stopnieniem w Zakopaném od ludu doznaje, chociaż ono głównie pochodzi z nadziei zysku, bądź co bądź zawsze wielką jest dla gości przynętą. W innych krajach zimno przyjmą, a swoją drogą porządnie kieszeń oskubią.
Dom duży, niedawno tuż za kościołkiem zbudowany dla gości przez Krzeptowskiego, majętnego górala z Kościelisk, stał się wśród Zakopiańskiego rynku punktem zbornym. Naokoło domu są ławki, zasłonione obdasznicą od deszczu, co sprzyja niemało gawędzie, wewnątrz domu restauracja od roku dopiéro zaprowadzona, kilka pokoi gościnnych i sklepik żydowski z najrozmaitszym towarem lichym, a drogim. Minąć tego domu nie można, bo jedna tylko przez wieś tędy wiedzie droga, więc samochcąc zaczepia się o to, co nam potrzeba.
Jeżeli pora ładna, to w lipcu i sierpniu gości bywa dużo, nie trudno spotkać grono ludzi tu i ówdzie gwarzące swobodnie, a wśród nich łatwo o znajomego: jeśli zresztą z dalekich kto stron Polski, prędko z nieznanymi do znajomości przychodzi. Właśnie w Zakopaném pobyt odznacza się swobodą, nie ma koterji, a dla pokonania form etykiety łącznik się zawsze tu znajdzie.
Zajechawszy przed chatę, która nam ma użyczyć schronienia przez czas pobytu w górach, zagroda góralska przyjemne musi wywrzeć wrażenie, jest w całości jakiś miły rozkład jak na włościańskie gospodarstwo. Podwórko małe okalają oprócz mieszkalnéj chaty zabudowania gospodarskie, stodoła, obora, szopa, stajnia, dachy u nich z obdasznicami pozwalają krążyć na około nich w czasie słoty, bez zmoczenia; płyty zaś kamienne
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/61
Ta strona została przepisana.