d. 3 sierpnia w obecności zaproszonych członków zarządu Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego. Wśród tłumu gości polskich (między tymi była sławna artystka Helena Modrzejewska) rozbrzmiewały tu mowy po polsku, po madziarsku i po niemiecku, a wznoszonym na pomyślność toastom wtórowały echa wystrzałów moździerzowych, rozlegające się po turniach okolicznych. Przewodniczył tej uroczystości wiceprezes Tow. Tatrzańskiego Adam Uznański, właściciel dóbr Poronina i Szaflar.
Po dziewięciu latach braku jakiegokolwiek schronienia, lada chałupa z dachem całym wydawała się tu ideałem. Wymagania owoczesnej publiczności zwiedzającej Tatry, nie sięgały wysoko; zbudowana wtedy tu gospoda, oznaczona imieniem pierwszego polskiego badacza Tatr Staszyca, nie przedstawiała się znamienicie. Przodem zwrócona chata ku jezioru, z gankiem na wzdłuż, miała w środku sień, z której wchodziło się na prawo do jednej izby w kwadrat liczącej po 5 metrów — na lewo do drugiej takiej izby, z tej dalej do trzeciej za nią, węższej o 1 metr. Wprost z sieni drzwi wiedły do komory z ogniskiem od tyłu, nazywanej kuchnią, posiadającej obok wązką komórkę na spiżarnię. Wysokość izb wynosiła 2⋅20 mtr., otwory wysokie na 90 cmt., szerokie na 65 cmt. nie miały okien z szybami, tylko zasuwane okiennice. Po drabince wchodziło się na strych obszerny, gdzie się obok gospodarza lokowali przewodnicy na nocleg.
Do spania dla gości służyły prycze stale przymocowane do ścian i pokryte siennikami. Na środku stały stoły i ławki. Przy większym napływie gości rozdzielano izby osobno dla kobiet, osobno dla mężczyzn. Jak widzimy schronisko owe odznaczało się niesłychaną prostotą i wygląd jego na zewnątrz nie zdradzał komfortu, widok tegoż jest na dołączonej ilustracyi.
Z biegiem czasu następowały w niem ulepszenia. Dach w miejsce desek pobito gontami, że w czasie ulewy można było od wody czuć się bezpiecznym. Zamiast okiennic dano okna z szybkami — w kuchni postawiono piec i — na strychu porobiono przepierzenia, że się wytworzyły oddzielne komórki do nocowania. Zamiast pryczów sprawiono łóżka, co już do spania uchodziło za wielki postęp!
Wspólne te jednak noclegi w kilku izbach wydawać się poczęły gościom za całkiem nieodpowiedne wedle nowszych
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie o schroniskach nad Morskiem Okiem.djvu/5
Ta strona została uwierzytelniona.