Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/10

Ta strona została przepisana.

Mięguszowiecką. — Schodzenie w czasie mgły ku Morskiemu Oku. — Czarny Staw nad Rybiem. — Burza na Morskiem Oku. — Przybicie do brzegu. — Pobyt w schronisku Staszica. — Komisyja polsko-węgierska w sporze o granicę polityczną nad Morskiem Okiem. — Powrót przez Roztokę do Zakopanego.

Oczekiwana pogoda nadeszła. Śliczna noc gwiaździsta poprzedziła uroczy poranek dnia 14 sierpnia 1883 r. Dospać do rana nie mogłem, tak mi się spieszyło w drogę, że dopiero dnieć zaczynało, a już byłem gotów do drogi; lecz jak zwykle, nim się towarzysze wycieczki zebrali, słońce wysoko się już wzniosło. Przed 6 godziną wyruszyliśmy dopiero ze Zakopanego, w 3 kwadranse minęl zajezdny dom w Kuźnicach i wstąpili w las na Boczania. Było nas czterech: Dr Fr. Cholewicz lekarz z Krakowa, p. Wiktor Barabasz (obecnie dyrektor Tow. muzycznego), brat jego Stanisław Barabasz (kierownik szkoły artyst. przemysłu) i autor niniejszego opisu. Przy nas szło pięciu górali z rzeczami i żywnością przygotowaną dla całej naszej gromadki na kilka dni. Głównym przewodnikiem był Jędrek Wala (syn), znakomity, pierwszorzędny w tem rzemiośle Podhalanin.
Krótszą i lepszą mieliśmy się puścić na Krywań drogą, od zwykłej, tj. nie przez Goryczkową, lecz przez Liljowe, i w tym kierunku rozpoczęliśmy nasz marsz z górnego końca Kuźnic.
Pierwsze kroki w górę po stromym obłazie dają zwykle góralom wyobrażenie o siłach gości i ich uzdolnieniu do chodzenia po górach. Jeżeli zrazu spieszą i przeganiają się, czyli wedle ich wyrażenia „hipkają“, to przewodnik wie naprzód, że z takimi turystami daleko nie zajdzie. Jeżeli idą powoli, a równo, zadowalniają się krótkiemi odpoczynkami na stojąco bez zasiadania co chwilę, to pewny, że takiego gościa w torbie napowrót nie poniesie. Gdy znów kto słaby, albo za ciężki, że powinien zaniechać wycieczek na góry, to wyjście na Boczania tyle go zmęczy, że dobrze, jeżeli do Gąsienicowych stawów dociągnie, i od nich na noc do Zakopanego wróci. Ów to Boczań jest niejako próbą na powszechnym szlaku przez Zawrat do Morskiego Oka. Między nami nic było wprawdzie żadnego nowicyjusza. któryby na tej drodze egzamin z chodzenia zdawał, nie radowaliśmy się jednak z dróżyny na Boczania, bo tu niedość, że stromo, bardzo ślisko po suchych iglicach świerkowych, pełno wykrętów między korzeniami, ale nic a nic nie widać naokoło. Dopiero na wierzchu Bo-