Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Z nad jezior w Tatrach.djvu/13

Ta strona została przepisana.
33

hotelu. Mieli oni wczas rano z tamtąd tąż samą drogą nadjechać, którąśmy wczoraj przybyli, lecz się spóźnili. Przytem ksiądz B. szukał długo i to napróżno golarza po obydwóch Szmeksach, bo ten gdzieś właśnie wyjechał. Z nieogoloną tedy od kilku dni brodą musiał się Łomnicy prezentować.

Do programu wycieczki naszej należało zwiedzenie jeszcze Pięciu Stawów węgierskich, zatem puściliśmy się w ich kierunku najprzód do doliny Zimnej Wody.
Wyraźną i drogoskazami opatrzoną drożyną postępowaliśmy ciągle w górę na tak zwany Grzebyk, tj. ramię Sławkowskiego Wierchu, zkąd widok bywa czarującym. Nas tu zchwycił deszcz z wichrem, żeśmy się krajobrazem zachwycać nie mogli; lecz co tchu pobiegli na dół do uroczej Różanki.[1] Jestto zwyczajny, mały, parterowy domek, przez Towarzystwo węgier. Karpackie wystawiony na sztuką zdobytym tarasie. Miejsce to dawniej znanem było turystom, pod imieniem „Kazalnicy“ teraz rozszerzone posłużyło na umieszczenie schroniska. W niem istnieje restauracja porządna, i w dostawionym powyżej budynku mieści się kilka łóżek do wynajęcia dla podróżnych. To wszystko jeszcze nie nęciłoby gości ku „Rosahütte“ gdyby nie ów taras przed chatą, z którego widok prawdziwie jest czarującym. Mając nad sobą z płótna nakrycie od słońca, a w razie ulewy gościnny dach, można bezpiecznie całemi godzinami wpatrywać się ztąd w romantyczny świat tatrzański. Nie brak tu zresztą ani pożywienia, ani pożądanych napojów, jak wino, piwo, herbata i kawa. W czasie naszego tu pobytu dzierżawczyni Rożanki, węgierka ze Spiskiej Soboty, uprzejmością swoją, i dobrocią zażądanych posiłków dla ciała, umiała sobie tak zjednać gości w Szmeksie przebywających że do niej tłumnie ciągli na obiady, i na podwieczorki.
Widnokręg z Rożanki posiada nadzwyczajne zalety. Zwróciwszy oczy na wschód, widzimy ziemię Spiską i Sądecką z Pieninami, a nawet z zamkiem Lubowelskim. Spojrzymy na zachód, to utkwi nasz wźrok na szczycie Łomnicy, i jej całem tajemniczem otoczeniu; rzucimy okiem przed siebie na dół, to się nam roztoczy rozległa dolina z owemi sławnemi wodospadami Zimnej Wody, co je to po niemiecku nazywają Kolbachami.
W tej chwili (około 1 godziny), gdyśmy się pod ochroną Rożanki znajdowali, buczała koło Łomnicy burza ciągle, echo roznosiło gromy po dolinach, chwilami się rozjaśniało, to znów ciemniało, poczem następowała ulewa. Miało to dla nas osobliwy urok, patrzeć do głębi Tatr na wzburzone żywioły, bez narażania się na ich dotkliwe wpływy, chociaż kładły one tamę wycieczce naszej do Pięciu Stawów.

Upatrzywszy przyjaźniejszy moment puściliśmy się do najbliższych wodospadów, które tym razem po deszczu, z wielkim zasobem wody tem większe na nas wrażenie wywierały. Nie mogą one rywalizować z naszą Siklawą w Roztoce, ale piękne są i z nader ułatwionym dostępem pozwalają do woli cieszyć się gościowi ich wdziękami. Porobiono koło wodospadów, altanki, mostki na przeciwległe strony i wyborne wszędzie do nich ścieżki, które same bez przewodnika turystę na najpiękniejsze miejsca zaprowadzą. Nowy deszcz spędził nas znowu ku Rożance, zkąd nie było już nic innego do przedsięwzięcia, jak powrót do Szmeksu. O 4 godz. wyjechaliśmy ku Popradowi, aby jednego z naszych towarzyszów odwieść na stacyą kolei, poczem wieczór na nocleg stanęliśmy w Kiez-

  1. Tak nazywają polscy górale Chatę Roży. Przedstawia ją dołączona illustracyja.