Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Z nad jezior w Tatrach.djvu/15

Ta strona została przepisana.
35

wyniosłych, obszernych, nie wiele od siebie różnych gór, przedzielonych jakiemiś parowami. Z Bukowiny widzimy przed sobą pasmo gór, najeżone mnóstwem różnego kształtu czubków, turni, wierzchołków kończystych, ściętych, kopulastych, dwoistych; poznajemy grzbiet główny i poboczne, rozróżniamy głębokie doliny, i szereg długi wstępnych gór, tak zwanych, regli. Dla tego cudzoziemcy, którzy zwiedzali Tatry, a potem je opisowali, powiadają, że one przodem stoją do Polski.
Nie tylko kształty ich z tej strony nadają wyższość krajobrazowi tatrzańskiemu z Bukowiny, ale i oświecenie. Słońce bowiem pada na Tatry od południa, oświeca je krawędziami, a ściany całe pozostawia w cieniu. Powstają przez to owe fantastyczne kontrasty barw błękitnych, fioletowych, zielonawych i ciemno-granatowych, i to nieustaje przez cały dzień patrząc na Tatry od północy chociaż się zmienia położenie słońca. Od południa przeciwnie, promienie obejmują góry całe od stóp do wierzchołków, zarówno w dolinach się rozpościerają, jak na wyżynach. Korzyści ztąd odnosi klimat i wegetacya roślinna, na południowych stokach Tatr, ale góry tracą na piękności.
Napoiwszy się wdziękami i urokami widnokręgu z nędznej wioski Bukowiny, ruszyliśmy ku naszej letniej siedzibie u stóp Giewonta i o zachodzie słońca stanęli w Zakopanem.