Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Z nad jezior w Tatrach.djvu/4

Ta strona została przepisana.
25

Zastaliśmy tu tylko bacę i synka któregoś z juhasów. Nie miał jeszcze malec lat trzech, a już wydarł się ze wsi na halę, gdzie z radością gospodarował koło szałasu, w pełnym stroju pasterskim, i płakał, gdy mu wspomniano o powrocie. W krótkiej, czarnej koszulce, spiętej klamrą mosiężną, w kapeluszu z dużym rondem i w obcisłych spodeńkach udawał juhasa.
Postępując dalej w górę lasem po nad brzegiem potoku Wierchcichej, mijaliśmy boczne jego dopływy z pod pośredniej Turni, z pod Świnnicy, i z pod Walentkowej. Roślinność tu wszędzie nader bujna, czemu się nie trzeba dziwić, bo pod silną operacyą promieni słonecznych, przy wilgoci, a spokoju od wichrów musiała się rozwinąć korzystniej, niż na stokach północnych.
Nieznacznie las maleje, kosodrzew nastaje, łożysko potoku zalegają coraz większe głazy, które tworzą piękne wodospady. Napotkaliśmy tuż przy ścieżce źródło wybornej wody (liczyło 4,6° Cel. przy ciepłocie powietrza 30° Cel. o 1¼ godz. po południu); czerpaliśmy zeń ochłodę wśród spiekoty, która nam teraz dokuczała, a zwłaszcza, gdy odtąd wypadło nam ciągle iść w górę, z buli na bulę, przez pięć kwadransów w pocie czoła. Im bliżej grzbietu, popędzać zwykła człowieka ciekawość nowego widnokręgu, i dlatego dobywa się wszelkich sił, aby stanąć co prędzej na wierzchu. O 2½ godz. dosięgliśmy celu, stanąwszy na Zaworach (1879 mtr. = 5945 stp. w.). Nowy krajobraz z dwoma stawami, z dzikiemi turniami, z omszałemi wierzchołkami, na dnie doliny las ciemny, tak zwane: Ciemne Smreczyny, zkąd poszła nazwa dla doliny i dla jezior. Słynie w świecie ten widok, i kto go raz ztąd przy pogodzie oglądał, niezapomni nigdy. W strasznie dzikiej kotlinie, u stóp niebotycznych turni Mięguszowieckiej i Cubryny, ciemnieją, jak oczy piór pawich dwa znacznej wielkości stawy Ciemnosmereczyńskie[1].

Większy, a niżej położony liczy 12 hektarów (blisko 22 morgi) powierzchni, i zajmuje ósme z kolei miejsce pod względem rozmiarów między jeziorami tatrzańskiemi. Szumny potok, uchodząc ze stawu, wspaniały przedstawia wodospad.
Dalej wznosi się kolosolny trzon granitowy, śniegami przystrojony, — to Hruby Wierch, z poza którego piętrzy się Krywań, tak ztąd imponujący jakby nadeń w Tatrach, niebyło już wyższego szczytu. W dali wychylają swoje czubki: urwisty Szatan z ponad Hrubego, Rysy z poza Mięguszowieckiego wierchu, który ztąd, podobnie jak z Rysów ma postać gotyckiej wieżycy.
Obejrzawszy się po za siebie w tył, Tatry tak zwane zachodnie tworzą odrębny krajobraz, zamknięty, gdyby w ramy, wierchami Cichym i Gładkim. Rozpatrując się w nim, spostrzegłem nową przełęcz między Gładkim a Walentkową, o której czytałem wspomnienie napisane przez pannę Steczkowską w dziełku: „Obrazki z podróży do Tatrów“ tak zachęcające, że niepodobna było oprzeć się pokusie zboczenia z naszego szlaku na ponętny grzbiet. Z jednym towarzyszem wycieczki p. Juliuszem Walewskim, który mówiąc nawiasowo, tęgo chodzi po górach, puściłem się na ową Gładką przełęcz i w 20 minut stanęliśmy na jej grzbiecie.

Wspaniały zaiste ztamtąd widok, tem bardziej wrażliwy, że się odsłania na raz w nieprzewidzianej postaci, bo drapiącemu się po spadzistym trawniku, trudno przypuścić, aby z tegoż zielonej krawędzi dało się ujrzeć zupełnie odmienną otchłań nagich turni, pustynię szarych głazów, z pięciu czerniącemi się zwierciadłami jeziór, otoczoną zewsząd wyniosłemi szczytami. Jestto dolina Pięciu

  1. Widok ten przedstawia dołączona illustracya.