stąpił w tę dolinę i czynił doświadczenia z światłem, ogniem, zwierzętami i t. p. poglądano na mnie jak na cudotwórcę, a przed gazem tym w recypjensach opodal przeniesionym w popłochu uciekano. Byli to z pobliskich miast officyjaliści i t. p. Dla naturalistów Drużbaki są jeszcze uwagi godne pod względem skamieniałości, inkrustacyj i wypiętnowań najrzadszych i najpiękniejszych.“
Seweryn Goszczyński bawił tu także i w swoim zajmującym „Dzienniku podróży do Tatrów” wspomina, jak go zajęły trawy, wszelkie rośliny naokół tych wód wapiennych skamieniałe. Opowiada także, „o otworach źródeł arszenikowych,“ z których „w pewnych porach dnia wybucha taki silny wyziew, że zabija ptaki przelatujące blisko w téj chwili.“
Dawniéj, kiedy jeszcze Drużbaki należały do posiadłości książąt Lubomirskich, był tu „świetny dom książęcy,“ „łaźnie wspaniałe,“ tu odbywały się „zjazdy, igraszki, gonitwy,“ dawano „biesiady. ogniowiska,“ ale z tych świetnych czasów zostały tn tylko „szczątki fundamentów i zwalisk,“ równie „jak z mennicy dawnéj, prócz imienia, nic więcéj nie pozostało“[1].
Czas mnie nie pozwalał zatrzymać się w Drużbakach dla zwiedzenia owych osobliwości natury, spieszyło mi się do Podolińca, który niedługo zdala odznaczył się na widnokręgu trzema swemi wieżami. Zajechałem do karczmy przy drodze naprzeciw kościoła księży Pijarów zbudowanéj poprzed bramą miejską wschodnią, gdzie miała czekać na mnie podwoda góralska z Chochołowa wysłana. Była dopiero 3 godzina po południu, spodziewając się nadjechania lada chwilę zamówionéj furmanki zająłem się zwiedzeniem miasta starego, rozgłośnego zwłaszcza szkołami XX. Pijarów, które pragnąłem oddawna poznać. Wielu z moich znajomych tu odbywało nauki gimnazyalne.
Początek Podolińca sięga pierwszéj połowy XIII wieku, jak świadczy przywilej Bolesława Wstydliwego z r. 1244. Założył go na prawie niemieckiém niejaki sołtys Henryk, na mocy książęcego pozwolenia. Bolesław Wstydliwy, książe krakowski i sędomirski przywilejem wydanym r. 1244 nadał „wiernemu Henrykowi sołtysowi“ w dziedziczne posiadanie sołtystwo Podolinieckie (scultetiam in Podolino locatam) z wszelkiemi doń należytościami, „za mile nam wyświadczone usługi od lat chłopięcych, szczególnie przeciw tyrańskiéj napaści okrutnie nas ścigających pogan czyli Tatarów,“ a nawet „z powodu spustoszenia i wyludnienia pomienionego sołtystwa“ zapewne w czasie pierwszego najścia Mongołów r. 1241, uwalnia go książę Bolesław od przepisanéj daniny aż do końca swego życia[2].
Stanął tu wtedy zaraz i kościół, lecz jak z następnego dokumentu pokazuje się, Podoliniec wraz z kościołem znowu Tatarzy spalili. W czasie tego drugiego napadu Tatarów przy pożarze kościoła spalił się owemu Henrykowi przywilej Bolesławowski wraz z innemi rzeczami, że o poświadczenie swego pierwotnego nadania udał się z prośbą do wdowy po Bolesławie, do księżnéj Kingi, która jego życzenie spełniła r. 1289 większemi jeszcze łaskami obdarzając sołtysa Podolinieckiego, jako téż mieszkańców téj wsi, uwalniając ich od opłat w ziemiach jéj rządom podległych, przy transportach towarów[3].
W kilka lat późniéj r. 1292 Podoliniec był już miastem nawet obwarowaném, a sołtys Henryk wójtem miejskim (advocatus) i zarówno „miłym i kochanym“ Wacławowi królowi Czech i Polski, bo go „za nieocenione zasługi swéj pobożności i gor-