bowni, lecz władający równie językiem niemieckim jak i słowackim, zacna dusza, jak się miałem sposobność przekonać przez ciąg z nim mojéj podróży.
Zaraz po godzinie 7 rano, 24 lipca opuściłem Podoliniec, gdzie tyle kłopotu doznałem z powodu hyżości poczty austryackiéj. Nim bowiem z Krakowa wyjechałem do Żegiestowa na tydzień, wprzód napisałem list do Chochołowa o furmankę, naznaczając dzień i miejsce przybycia do Podolińca, ale że list szedł tam z Krakowa 13 dni (przez 14 mil) więc dopiero w kilka dni po mojém do Chochołowa przybyciu nadszedł, nic więc dziwnego, że zamówionéj podwody nie zastałem w Podolińcu.
Czas był piękny, droga coraz weselszą się stawała z powodu szerszego horyzontu i odsłonjętego widoku Tatr od zachodu. Minąłem najprzód osadę Toporzec (istniała już 1297 r.), daléj Buszowce z kościołem i w 2 godziny po wyjeździe z Podolińca stanąłem w Białéj w miasteczku. Biała ma być najstarszą osadą na porzeczu Popradu chociaż pierwszą o niéj wzmiankę napotyka się w dokumencie z roku 1263[1]. W przejeździe widziałem tutejszy rynek, kościół jeden z wieżą, drugi mniejszy na wzgórzu i kamienice w ogóle murowane piętrowe, Wyjeżdżając z Białej, objąłem sam kierunek podróży według mapy, ale niedokładnéj, więc też zaraz na wstępie pokpiłem sprawę. Uwiódł mnie gościniec bity, który prowadzi z Białej przez Słowiańską Wieś, potém Starą Wieś do Czorsztyna, bo uboczna zła z początku droga tuż pod miastem, daléj dobra ku Szarpańcowi nie wydała mi się godną swego tytułu. Zapytana pierwsza na drodze kobieta poleciła nam zaraz skręcić na bok, obiecując zetknięcie się z właściwą drogą, mimo to jakoś dążyliśmy widocznie ku Lendakowi, wiosce zdala widnéj.
Wlokąc się tak uboczami, po dziurach, miedzach, dostałem się w jakieś leśne moczary i trzęsawiska, których daléj nie było sposobu przebywać, lecz szczęściem w téj stronie pod kierunkiem mierniczych dokonywali robotnicy pomiarów na obszarze posiadłości Bialskich i ci nas wywiedli z tych bezdrożnych manowców na gościniec wiodący prosto z Szarpańca do Żdżaru. Gdym się pozbył troski o drogę, bo gościniec wiódł sam, mógłem spokojnie poić się urokami zachwycającéj okolicy. Od zachodniego południa majestatycznie z po nad wierzchołków drzew najbliższego lasu wychylała czoło Łomnica (8342 stóp); przy niéj piętrzyły się szczyty sąsiednich gór Grzebienia Łomnickiego (8307’) i Kiesmarskiego wierchu (8082’) jakby z nią ściśle złączone, Łomnicki szczyt wznosi się jak matka między dorastającemi ją dziećmi.
Przed sobą miałem dwa grzbiety gór zamykających pośród siebie przeszło półtory mili długą dolinę zwaną Kotliną, któréj dnem toczy się potok Biały uchodzący w Buszowcach do Popradu. Grzbiet od południa tworzy szereg wierchów: Żelazne Wrota (6191’), Wielki Koszar (6102’), Szeroka Żdżarska (6872’), Stara (6828’), Hawrań (6185’) i Murań (5945’), są one ścianą północną doliny Jagnięcéj i Koperszadów Bialskich. Grzbiet zaś od północy zamykający Kotlinę nosi nazwę Magóry Spiskiéj.
Dwie godziny jedzie się tędy wzdłuż Kotliny dobrą drogą w cudownie pięknéj okolicy; od północy piętrzą się w fantastycznych kształtach skały drzewami przystrojone, od południa grzbiet lesisty, a z po nad niego czasami wyjrzy szczyt jakiś jakby niebotyczny, śniegiem ubielony, a u stóp naszych z szumem toczy się potok czysty jak łza, pieni się tysiącami kryształów przelewając po skalistém łożysku, lub rozlewa się w różnobarwne zwierciadła i silą nieprzepartą gnany spieszy się
- ↑ Zapiski Dr. E. Janoty.