gdzieś, aby zginąć w zbiorze wód poważnéj rzeki. Tak i nam życie przechodzi; z początku za młodu, jak ów potok hulaszczo biegniemy żwawo, potém spokojniéj, jak wody rzeki, nim ujdą do morza; czasem w drodze zahuczy nam burza, zamuli kałem przezrocze duszy, a chociaż zawierucha przeminie, to osad z niéj na dnie zostanie. A ileż wśród téj wędrówki staje w drodze głazów, przepaści, urwisk, które jak ów potok górski mijać nam przychodzi, aby dążyć do celu!
Jechałem tędy sam, a furman gadulstwem nie przerywał mi wrażeń, jakiemi mnie poiła urocza okolica, a że i pogoda sprzyjała, co potęgowało piękność górskiéj przyrody, więc droga przez tę dolinę silnie a mile utkwiła mi w pamięci. Nigdzie nie napotyka się tu domostw mieszkalnych, miejscami szałasy pasterskie i szopy na siano, dopiero w górnym kotliny końcu rozłożyła się wieś Żdżar, a wstępu do niéj od strony Spiża strzeże karczma.
Gdym tu dojeżdżał po przebyciu na lewy brzeg potoku po moście, gwałtowny wicher dąć począł tak, że zdawało się, iż mnie razem z wozem i końmi zrzuci w urwiste koryto strumienia. Był to zwiastun zmiany pogody, nie zwykł on zawodzić w górach, a im silniejszy wiatr dmie, tém dłuższą wróży po pogodzie słotę.
Po przeszło godzinnym popasie w Żdżarskiéj karczmie ruszyłem o 1½ godz. daléj, już odtąd ciągle w górę aż na wierzch grzbietu zwanego Przełęczą Żdżarską (3391’’), która łączy Tatr łańcuch z Magórą Spiską. Naokoło widać grupami porozkładane domostwa, a wśród nich wznosi się kościół. Wieś Żdżar miała już istnieć w r. 1286[1]. Właśnie, kiedym tędy przejeżdżał, mnóstwo ludzi pracowało nad poprawą drogi na sam grzbiet wiodącéj, zkąd prześliczny widok się roztaczał na wszystkie strony, zwłaszcza na najbliższe ztąd wierchy Murania i Hawrania. Łudzi się tu oko ludzkie, jak wszędzie w górach; wspomniane szczyty wydają się ztąd tak blisko, jakby tylko las stopy ich zasłaniający trzeba było przebyć, aby się znaleść na Muraniu, gdy tymczasem za owym lasem dolinaby się pokazała, zkąd silny potok się toczy, wpadający przy Podspadach do Potoku Jaworowego. Przełęcz Żdżarska jest działem wód, z których po zachodniem zboczu biegną do Białki, a po wschodniem do Popradu.
Zjazd z grzbietu Żdżarskiego jest przykry, ciągnie się w ślimak wśród lesistéj uroczéj okolicy, poczém zdąża się do Podspadów (2926), gdzie się dzielą drogi; ta co na zachód południowy wiedzie do Jaworzyny Spiskiéj a ztamtąd do Morskiego Oka, zaś na północ skierowana po za leśniczówką prowadzi do Jurgowa, wsi ztąd milę całą odległéj. Zaraz za Podspadami natrafiłem na wielki potok Jaworowy, płynący z pod Lodowego Szczytu. Istne dziecko Tatrzańskie; koryto jego szeroko zawalone złomami granitów, miejscami stérczą z korzeniami wydarte drzewa, znać, co umie wyrabiać, gdy wzbierze. Most zastałem nad nim wprawdzie, ale jednę część potoku trzeba było wbród przejeżdżać. Odtąd droga wije się koło jego prawego brzegu przeszło trzy ćwierci mili do jego ujścia do Białki koło wsi Brzegów, następnie ćwierć mili do Jurgowa jechałem koło Białki, co to z Morskiego Oka wypływa.
Kiedym minął Podspady, słońce się zaćmiło, czarne chmury od zachodu wlekły się grzbietem Tatr, wnet gromy błyskawic zahuczały, szczyt jeden po drugim tonął w ołowianéj pomroce, strugi ulewnego deszczu posuwały się ku wschodowi, natura przybrała postać przerażającą, wydawało się, że żywioły złowrogie wojnę śmiertelną Tatrom wydały. Nie dziwne dzikim turniom podobne odwiedziny, tysiące burz przesunie się po ich grzbietach, a mimo to stoją one niewzruszone, majestatycznie piękne, zawsze świeże, z wieczną wiosną u stóp swoich, mimo śniegów po wierchach.
- ↑ Zapiski Dr. E. Janoty.