Zostawiwszy Sulin za sobą, puściłem się na południe objeżdżając dziwnie się tu kręcący Poprad, przez co tworzy dwa półwyspy Łopatami przezwane, jedna z nich polską, druga węgierską Łopatą. Z przeciwnego brzegu Popradu znowu mi się ukazał cały zakład zdrojowy Żegiestowski, poczem zjechałem na dół nad potok tuż zaraz uchodzący do Popradu. Po obu jego brzegach rozlega się wieś Mały Lipnik z kościółkiem murowanym o trzech kopułkach, z hutą szklanną, gdzie wyrabiają flaszki dla okolicznych zdrojowisk. Ludność Małego Lipnika rusińska, obrządku głównie greckiego; osada istniała już w roku 1334 cytowana w dokumencie z tego czasu[1]. Droga przez wieś zła, bo ciągle prawie ciągnie się koło potoku, który za każdem swém wezbraniem niszczy ją, i dopiero powyżéj za wsią, gdy się wjedzie w las, gościniec jest dobry. Na grzbiet góry gdym wyjechał, ukazały mi się od wschodu Tatry tak słabo się na tle nieba rysujące, jakby ztąd bardzo daleko odległe. U stóp grzbietu, który co dopiero przebyłem widać było osadę Hajtunki (Hajtówka) z kościołem murowanym.
Na dół zjeżdża się zupełnie i po moście dachem krytym przebywa się Poprad przy Ujaku koło gorzelni, gdzie się drogi rozchodzą, w prawo do Pławnicy, w lewo do Pławca. Tu byłem o 9½ godz. a o 10 godzinie potém wśród ludnéj wsi zwanéj Pławnicą, którą trzeba odróżniać od miasteczka Pławca z ruinami zamku blisko milę ztąd odległego. We wsi Pławnicy są dwa kościoły, ewengielicki zbudowany w stylu zepsutym (roccoco), i katolicki w stylu gotyckim z wieżą. Osada istniała już w r. 1366[1]
Była to niedziela, a więc lud strojno od święta roił się po drodze i po wsi; kobiety noszą rękawy od koszuli szerokie, podwinięte i obwiązane pod ramionami, że ręce całe są gołe, gorsety jaskrawe z szérokiemi sznurowaniami, spodnice również jaskrawo barwne, na nogach trzewiki, u dziewcząt włosy w długie splecione warkocze.
Z Pławnicy droga ku Lubowni pnie się w górę koło kapliczki; z wierzchu grzbietu (1612 stóp), poraz piérwszy ukazały mi się ruiny zamku Lubowelskiego.
Wszystko, co nam ubiegłych czasów dzieje przypomina, oddziaływać zwykło na każdy umysł wyższy duchem nad ciało, tak i mury starego zamczyska, nieme świadki przeszłości, żywe dowody znikomości wszechrzeczy na świecie, mimowoli pokrążają nas w zadumę. A że jeszcze starożytnym zamkom towarzyszy romantyczność położenia, bo pod ich budowę obierano miejsca całéj okolicy panujące, ztąd pochodzi, że każda iskra poezyi, jaka w duszy naszéj tkwi, roznieca się na widok upadłéj potęgi. Mila drogi ztąd jeszcze dzieliła mnie od Lubowni, za każdą chwilą do niéj się zbliżając, coraz wyraźniéj rysowały mnie się okna, strzelnice, baszty, różne kształty murów zamkowych, odświeżałem sobie w pamięci historyją tego tu zakątka ziemi, któréj Lubownia królowała; tu snuje się wątek dziejów dwóch sąsiednich narodów, nie rodem lecz historyją spokrewnionych.
Tymczasem ukazała mi się po lewéj stronie Popradu na małem wzgórzu osada niemiecka Hobgartem przezwana. Założył ją niejaki Mikołaj sołtys ze wsi jakiéjś Piotrowéj (de Petri villa), ku czemu „pan hrabia Mikołaj i dziedzic na Lubowni“ nadał mu przywiléj r. 1315[2]. Piérwsza to wieś należąca do starostwa Spiskiego: ma kościół murowany z wieżą sterczącą z pośród grupy domostw, a o podal tuż naprzeciw Lubowni jest gromadka zabudowań, nazwana Podsadkiem.