Strona:Walery Przyborowski - Bitwa pod Raszynem.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

być od Austryakow, bo słyszałem jak Romno mówił wieczorem do Dajgi, tego co mnie wczoraj bił, żeby cię pilnował dobrze, bo jutro zapewne spotkamy się z wodzem austryackim. I cóż ty na to? Jeżeli mi chcesz odpowiedzieć, to przyłóż usta do mego ucha i mów!
Janek zrobił tak jak mu kazał Cynga i rzekł przestraszony okropnie tem, o czem przed chwilą się dowiedział.
— Zmiłuj się Cynga, cóż ja mam robić... chyba znowu uciekać?... ale ten przeklęty buldog...
Zaiskrzyły się oczy Cyngi, pochylił się do ucha Janka i szepnął:
— Tylko uciekać... musisz uciekać, innego ratunku niema. Romno mówił, że Austryacy dadzą za ciebie dużo złota i powieszą cię zaraz. Brrr! — otrząsnął się — brzydka to śmierć na szubienicy. Więc musisz uciekać. Teraz jest dopiero północ, masz przed sobą kilka godzin nocy...
Odetchnął na chwilę, oglądając się dokoła trwożliwie, poczem uspokojony mówił:
— Ja ci powiem... ja cię bardzo kocham — i ja z tobą ucieknę. Nie ruszaj się! — szepnął wstrzymując siłą Janka, który poczciwemu cyganowi chciał się rzucić na szyję — nie ruszaj się, bo nas zdradzisz... Więc i ja z tobą ucieknę, ale pod warunkiem, że mię będziesz ślepo słuchał we wszystkiem. Ty nie znasz cyganów, gdybyś ich znał, nie byłbyś dziś rano tak głupio uciekał... Ale ja