rabunkowi — z gołymi pałaszami ścigali i zabijali kury, indyki, gęsi — z obór powypędzali bydło i owce, zarzynali je i piekli. Podobnie zapewne gospodarowali po całej wsi, gdyż słychać było płacz kobiet i dzieci — i Janek ze swego dymnika widział, jak gromady ludzi pędząc swój dobytek, z zawiniątkami pod pachą, uciekały do pobliskiego lasu. Potem wyprowadzili na dziedziniec jakiegoś mężczyznę, rozciągnęli go na ziemi i bili batami. Hałas, wrzawa, trzask łamanych mebli, jęki bitego, ryk bydła, brzęk szabel, nadawały temu obrazowi charakter istotnie piekielny.
Jankowi wszystka krew się burzyła, patrząc na to zniszczenie i na znęcanie się nad bezbronnymi ludźmi.
— O! — szepnął — gdybym był dorosłym mężczyzną i gdybym miał broń, dałbym ja wam, zbóje!
Pilnie upatrywał, czy nie dostrzeże gdzie księcia Józefa, ale nigdzie go nie było, jak również rotmistrza von Lampe. Widocznie ten ostatni jeszcze nie wrócił z pogoni, czego zresztą dowodziła niewielka stosunkowo ilość wojska zebranego na dziedzińcu. Nie wszyscy więc tu byli.
Jakoż ściągali się powoli. Najprzód przyjechało kilka wozów z rannymi, których okropnie pokrwawionych i porąbanych pokładziono na trawie i kilku ludzi, zapewne doktór i jego pomocnicy poczęli ich opatrywać. Niektórzy z tych biedaków
Strona:Walery Przyborowski - Bitwa pod Raszynem.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.