Strona:Walery Przyborowski - Bitwa pod Raszynem.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

Janek zdobywając się na odwagę, chciał przemówić, gdy nagle stanął przed nim ów siwy, stary cygan i opierając się oburącz na swym sękatym kiju, wpoił w Janka swe duże, iskrzące się, czarne oczy i spytał chrapliwym głosem:
— Czego tu chcesz?
— Proszę was, panie cyganie — zaczął zalękniony Janek — zabłądziłem w lesie... jeść mi się okropnie chce.
— Skąd jesteś?
— Z Łęgonic.
— Z Łęgonic?... gdzie to są Łęgonice?
— O! daleko stąd, za Pilicą.
— A skąd się tu wziąłeś?
— Jeździłem do Nadarzyna i zabłądziłem w lesie.
— Czy sam tu jesteś?
— Sam.
— Po co jeździłeś do Nadarzyna?
Janek zawahał się chwilę czy ma prawdę powiedzieć, ale brzydząc się kłamstwem, postanowił wszystko wyznać. Opowiedział zatem staremu cyganowi, który ani na chwilę nie spuszczał z niego wzroku, swe przygody poprzedzającej nocy i następnego dnia, opowiedział swe błądzenie po lesie, historyą ze znalezionym zranionym psem i skończył na prośbie, żeby mu dali co jeść, żeby pozwolili odpocząć, a jutro rano pokazali mu, którędy można wydostać się na gościniec.