Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

piersi bijącej. Uczułem, że nie byłem sam jeden na świecie, i objąłem ją po raz pierwszy pojednawczym uściskiem.




Są chwile tak strasznej próżni serca, takiego zamętu i sieroctwa ducha, że każda ręka bratnia wyciągnięta ku nam, zdaje nam się zbawczą ręką, w których niepodobna nam się oprzeć najułudniejszej z pokus, pokusie współczucia. W takich chwilach rozgrywają się losy nasze, krępują serca, w takich chwilach duch łaknący jak ów Ezaw biblijny, przedaje prawa starszeństwa swego za garść soczewicy, nie czując sam wartości tego co oddaje.
Tak ja w tej chwili garnąłem się do Melanii, tuląc się do niej jak dziecię rozżalone, nie pytając czy ona pojąć mnie, zrozumieć może; czując to jedno, że ukazała mi się w danej chwili, że bez niej byłoby mi gorzej daleko, żem się mógł przecie o coś zahaczyć w życiu. Nie mówiliśmy słowa do siebie, bo i cóż mogliśmy powiedzieć nie zharmonizowani dotąd w niczem, prócz w boleści; pierwszy wyraz musiałby rozwiać czar i słodycz tej chwili, lękaliśmy się go instynktownie, oboje może chcieliśmy zapomnieć, potrzebowali wierzyć i smutnie a ostrożnie cisnęliśmy się do siebie jak dwa ptaki, jednakim ranione postrzałem.
Bałem się chwili, w której wrócić mi przyjdzie do rzeczywistego życia, boleść była za mną i przedemną, w domu czekał mnie widok konającego dziec-