Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

a nieskończonością, i szedł dalej pewną stopą bez wahania ale i bez dumy. Wiedział, że mylić się może, ale dlatego nie zwątpił o prawdzie, wiedział, że złe istnieje, a pomimo to wierzył, że ono coraz bardziej samo siebie niszczyć musi i ustępować przed płomiennym mieczem archanioła wiedzy. Doszedł do tej pokory ducha, że w obec nieskończoności, w obec wszechwiedzy wszystko jest małem na świecie, i dlatego nie wzgardził żadną małością.
Natura jego nachylała się do światła, jak igła magnesowa zwraca się do północy. Człowiek ten miał łagodną prostotę dziecka, i duch jego zachował świeżość wrażeń, swobodę myśli i wiarę serca istot wchodzących w życie, może dlatego, że bystrość sądu, dojrzałość rozumu, sumienność względem drugich i samego siebie zachowały go od omyłek i zwątpień, które są tylko w ogóle udziałem mierności. Umysł jego posiadał dziwną, rozjaśniającą władzę, wyrażone jego słowy najzawilsze problemata nauki stawały się dostępnemi dla każdego. Nieraz, gdy w potocznej rozmowie nasunęła mu się na usta jaka paląca kwestya obecna, umiał ją streścić w ten sposób, że nawet Melania rozumiała go i lubiła słuchać.
Spoglądałem na niego z rodzajem zachwytu, w którym coraz bardziej topniała instynktowa zawiść; ja który męki niepłodnego ducha, cierpienia olbrzymiej dumy, osamotnienia obłąkania, brałem za godła wyższości, ja bezużyteczny, bezczynny i nieszczęśliwy, począłem wstydzić się przeszłości mojej, cierpień moich i wszystkiego prócz tej miłości, która, jak promień zbawienia, rozświeciła mi noc własnego ducha i otworzyła zachwyconemu oku widnokręgi bez granic.